Leżąc
na łóżku w gabinecie lekarki, przeglądałam Facebooka. Nie
interesowało mnie co mówi, ile mierzy dziecko, czy ilość wód
płodowych jest odpowiednia.
-
Twój synek jest gotowy do przyjścia na świat - uśmiechnęła się.
- Chcesz ostatnie zdjęcie?
-
To nie jest mój… synek - powiedziałam, z odrazą. - Mogę
już się wytrzeć?
Kątem
oka widziałam jak moja mama wzdycha. Miałam jedynie nadzieję, że
nie będzie znowu rzucać komentarzy czy pytać czy aby na pewno
wszystko przemyślałam. Od kilku miesięcy byłam przekonana, że
adopcja jest jedyną słuszną decyzją. Nie chciałam dziecka, bo
nie umiałam go pokochać. Nie chciałam wychowywać bachora, który
przytrafił mi się w wieku szesnastu lat. Musiałyśmy jeszcze
dopełnić ostatnich formalności w ośrodku adopcyjnym.
-
Przeczytaj to - powiedziała moja mama pokazując mi następny plik
kartek.
-
Gdzie mam podpisać?
-
Nikola, przeczytaj.
-
Na każdej stronie? Czy tylko na końcu?
Westchnęła
otwierając na odpowiedniej stronie i wskazując zakropkowane
miejsce. Cieszyłam się, że to ostatnie formalności. Teraz tylko
urodzić tego potwora i mogłam znów być wolna. Siedząc w aucie,
moja mama znowu mówiła o adopcji. Byłam tego pewna w stu
procentach i nie chciałam zmieniać zdania tydzień przed terminem
porodu.
-
Nicola, ja go wychowam jak własnego syna. To twoje dziecko,
rozumiesz?! Mogłaś wcześniej myśleć!
-
Mamo, ja go nie kocham! - krzyknęłam patrząc na nią.
Kobieta
spojrzała na mnie nie mówiąc nic. Żałowałam mojego wybuchu, ale
ile można słuchać tego samego?! Cieszyłam się kiedy w końcu
byłyśmy w domu. Od razu skierowałam się do pokoju i położyłam
się. Wszystko mnie bolało, a na dodatek chłopiec ciągle kopał.
Nienawidziłam go. Najchętniej wyrwałabym go z siebie jak chwasta z
ogródka. To on rozdzielił mnie z Michałem, to przez niego się
rozeszliśmy. Jeśli się go pozbędę to chłopak do mnie wróci.
Jestem tego pewna.
Zasnęłam
czując zmęczenie. Obudziłam się późnym popołudniem i spędziłam
resztę dnia przed telewizorem objadając się lodami. Przynajmniej
to był jeden plus ciąży - moja mama spełniała każdą moją
zachciankę. Mogłam narzekać na brak czekolady czy jogurtu, a ona
posłusznie szła do sklepu. Nawet jeśli minęła dwudziesta
trzecia.
Po
jedenastej znowu byłam w krainie snu. Tym razem obudziłam się
przez przymus pójścia do toalety. Siedząc na sedesie czułam jak
boli mnie brzuch. Oparłam się czołem o zimne kafelki i czekałam
aż wszystko wróci do normy. Jednak ból nasilał się i
promieniował aż do kręgosłupa. Trzymając się za większą część
ciała skierowałam się do sypialni mojej mamy. Kobieta siedziała
na łóżku oparta o zagłówek i robiła coś na laptopie.
-
Boli, mamo - powiedziałam.
-
Co?
-
Brzuch mnie boli - jęknęłam.
Kobieta
była przerażona. Kazała mi usiąść, a sama poszła do mojego
pokoju. Po chwili wciągałam na siebie dres i schodziłam do
samochodu. Ból był nieznośny i najchętniej łyknęłabym garść
tabletek przeciwbólowych. Nadeszło to, czego bałam się
najbardziej. Leżąc na sali porodowej prosiłam o znieczulenie.
Słysząc, że już za późno, powiedziałam:
-
Chcę cesarkę.
-
Nie, skarbie. Dasz radę - moja mama próbowała mnie pocieszyć.
Łatwo
było jej mówić skoro to ja cierpiałam, a nie ona. Nie wiem co
kobiety widzą w tym przyjemnego. Dla mnie to było piekłem. Czułam
jakby ktoś rozrywał mi kręgosłup i wyrywał nogi. To nie było
piękne. Rady położnej też nic nie dawały. Chciałam, by podali
mi znieczulenie, ale oni upierali się. Po chwili z moich oczu
zaczęły płynąć łzy i znowu poprosiłam o jakiś środek.
-
Widać główkę, dasz radę! Ostatni raz!
Chciałam,
by przedstawienie już dobiegło końca. Ścisnęłam rękę mojej
mamy i dałam z siebie wszystko co mogłam. Kiedy dziecko zaczęło
płakać, zakryłam uszy rękoma. Nie chciałam tego słuchać.
Kobieta położyła mi noworodka na klatce piersiowej. Czułam dziwne
uczucie, gdy dziecko uspokajało się na mnie. Od razu powiedziałam:
-
Weźcie go! Nie chcę go widzieć!
-
Nicola…
-
Zabierz go!
Pielęgniarka
zabrała dziecko, a ja odetchnęłam z ulgą. Pół godziny później
leżałam na sali poporodowej. Byłam sama z czego się cieszyłam.
Kiedy przynieśli noworodka, od razu się odwróciłam. Moja mama
zachwycała się nim, mówiąc jakie jest śliczne. Nie wiem jak
mały, czerwony, pomarszczony potwór może być śliczny.
-
Spójrz - podeszła do mnie. - Nicola, weź go tylko na sekundę.
Niech poczuje czyjeś ciepło teraz. Potem go oddamy, obiecuję.
Wzięłam
noworodka, ale nie chciałam na niego patrzeć. Utkwiłam wzrok w
oknie. W pewnej chwili spojrzałam na niego mimo chodem.
Patrzył na mnie niebieskimi oczkami, a moje ciało przeszedł
dreszcz. Dziwnie się czułam. Po chwili ogarnęła mnie fala ciepła,
a w gardle czułam ucisk. Nie umiałam oddać dziecka. Ono było
moje. Moje i Michała.
-
Mamo, ja go kocham - szepnęłam, a po moich policzkach zaczęły
spływać łzy.
Poczułam
jak przepełnia mnie uczucie do istotki, która przez ostatnie
dziewięć miesięcy żyła pod moim sercem, żywiła się tym co ja,
znosiła moje humory i kopała mnie. Moja mama przytuliła mnie i
pocałowała w głowę. Czułam zmęczenie, które potęgowało
jeszcze płakanie i bezsilność.
-
Nie chcę go oddać, mamo - wyszeptałam.
-
Nie oddamy.
-
Ale…
-
Cicho, skarbie. Obudzisz go. Daj, położę go.
Moja
mama odłożyła noworodka do szpitalnego łóżeczka i przytuliła
mnie. Usnęłam wtulona w nią, a na moich policzkach wysychały łzy.
-----
600 wejść po jednej części? Hmm nie jest tak źle. Chociaż przyznam, że to opowiadanie jednak jest gównem i nie powinnam zakładać bloga :v
Bardzo wzruszająca część :) super pisz dalej z nie cierpliwością czekam na kolejną część ! :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całą Kołysankę, w kilka dni nadrobiłam całą Drogę do szczęścia. Kocham Twoje opowiadania, każde jest cudowne, więc i to uda Ci sie napisać dobrze. Czekam na kolejną część ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy ciąg ;) Tylko nie pisz, że "jest gównem" bo albo piszesz i czekasz na reakcje, albo jeśli uważasz, że jest gównem to nie zakładasz bloga i tego opowiadania nie piszesz.. A nie że zakładasz a potem przy co drugiej notce będzie że Ci się to nie podoba, że napisałabyś lepiej itd. Rób tak, żebyś była zadowolona.
OdpowiedzUsuńCzekam na następną część :-) super jak zawsze👍 bardzo dobrze że założyłas bloga
OdpowiedzUsuńCzekam na następną część :-) super jak zawsze👍 bardzo dobrze że założyłas bloga
OdpowiedzUsuńCzekam na następną część :-) super jak zawsze👍 bardzo dobrze że założyłas bloga
OdpowiedzUsuńŚwietne! <3 Pisz pisz pisz dalej!!
OdpowiedzUsuńI znowu mały blaad ;pp nie mogła siedzieć na fejsie podczas USG, jest to zakazane, bo fale z telefonu zakłócają ultrasonograf :)
OdpowiedzUsuńHej! Na początku myślałam że to mi się nie spodoba, bo nie odpowiadają mi takie klimaty. Ale kurde, przeczytałam pierwszy rozdział i szczerze mówiąc, jak przytuliła swoje dziecko miałam łzy w oczach :P
OdpowiedzUsuńJak chcesz to wpadaj:
bloggerczteryzywioly.blogspot.com